Leszek Woźniak
Akademia Rolnicza Filia w Rzeszowie

Komu potrzebna jest regulacja Soły?

Gdy kilka lat temu czytałem w “Aurze” o absurdalnej regulacji rzeki Soły sądziłem, że to tylko ostatnie podrygi dziś już bezwładnej, a napędzanej przez wiele lat machiny melioracyjnej. Mogłem tak uważać, ponieważ w wielu rejonach kraju regulacja rzeki jest dziś jednoznacznie interpretowana jako zabieg zbrodniczy w stosunku do przyrody, a bezmyślny w odniesieniu do potrzeb człowieka oraz sensownie rozumianej ekonomii.

W wielu krajach Europy już prawie 20 lat temu zaniechano betonowania brzegów rzek, prostowania koryt, usuwania drzew i innych elementów zabudowy biologicznej. Wprost przeciwnie, tam gdzie tego typu ingerencja w środowisko naturalne miała miejsce (w prawie całej Europie, ale było to kilkadziesiąt lat temu, gdy nie rozumiano jeszcze ekologicznego i gospodarczego znaczenia naturalnie płynących cieków) wykonywane są dziś zabiegi renaturyzacji cieków; betonowa zabudowa jest w całości zrywana, a rzece pomaga się powrócić do stanu naturalnego, świadomie tworząc zakola, wrzucając sterty kamieni burzących wodę i urozmaicających jej spływ, sadzi się drzewa nie czekając nawet na naturalną sukcesję.

Największa część krajobrazów godnych ochrony znajduje się dzisiaj w zasięgu wykorzystania gospodarczego. Tradycyjny krajobraz jest niszczony z szybkością, która w zestawieniu z długością jego powstawania ma charakter katastrofy. Z tego względu dla ochrony przyrody, jak również dla ochrony umierającego piękna tak potrzebnego człowiekowi jest ważne, aby ratować przed błędną ludzką ingerencją każdy, nawet najmniejszy skrawek zachowanej naturalnej przyrody. Musimy w końcu zrewidować pojęcie nieużytki - są to jedynie obszary zdewastowane przez człowieka, przemysł, niepotrzebne melioracje i regulacje. Przyroda sama nie rodzi nieużytków. Bagna i krzaki mają sens i cel istnienia. I to dużo ważniejszy niż kilka portfeli oczekujących na pieniądze w zamian za wykonaną bezsensowną regulację rzeki.

Niebezpieczeństwo szybkiego odprowadzania wody w dół uregulowanych rzek dostrzeżono już dawno, ale dopiero powtarzające się powodzie w dolinie środkowej Wisły, czy prawie coroczne wylewy rzek Niemiec i Holandii bardzo spektakularnie zobrazowały ten proces. Holendrzy mają dzisiaj pretensje do Niemców, że to właśnie ich wyprostowane i wybetonowane rzeki są przyczyną nieszczęść, jakie przynosi ze sobą powódź. Być może ktoś powie, że regulacja kilkuset metrów czy kilku kilometrów rzeki to nie tragedia. Być może ktoś sądzi, że woda i tak dopłynie z gór, a więc osuszenie jakiegoś niewielkiego fragmentu nie ma dużego znaczenia. A jeżeli górale też zechcą trochę zarobić i wyregulują górskie potoki, osuszą zbocza? Skąd wówczas dopłynie woda do miast, gdy jej lokalne źródła zlikwidujemy? Mieszkamy w jednym kraju i wspólnie odpowiadamy za jego stan ekologiczny.

Lasy łęgowe (nieważne, duże czy małe) porównywane są w literaturze do tropikalnych lasów deszczowych, zarówno z powodu olbrzymiej różnorodności biologicznej tych ekosystemów, jak i z uwagi na niespotykaną gdzie indziej zdolność do produkcji olbrzymiej ilości biomasy. A biomasa ta przyrasta tak szybko właśnie między innymi dzięki biogenom, które zatrzymane i pobrane przez zadrzewienia łęgowe nie dotarły do cieku, a więc nie spowodowały jego zanieczyszczenia. W badaniach ekologicznych zwraca się dziś olbrzymią uwagę na istnienie i funkcje ekotonów i korytarzy ekologicznych. Takim ekotonem jest zawsze obszar zalewowy, obdarzony przez naturę bardzo ważną i specyficzną rolą do spełnienia. Jest to naturalna bariera zapobiegająca zanieczyszczeniom wód, a równocześnie bardzo skuteczna, biologiczna oczyszczalnia ścieków. (Warto o tym wspomnieć, bo z praktyki widać, że nie wszyscy to rozumieją iż jest to oczyszczalnia najbardziej ekonomiczna, do której społeczeństwa nie muszą nic dokładać.)


 
Lasy łęgowe wykazują niespotykaną gdzie indziej w naszej strefie klimatycznej zdolnoć do produkcji olbrzymiej biomasy. 
Fot. Jan Żarnowiec

Nie uregulowane cieki są naturalnym korytarzem ekologicznym pozwalającym na migrację gatunków, a więc zapewniającym łączność między lokalnymi, często wymierającymi populacjami. Musimy zrozumieć, że wśród tych ginących gatunków zwierząt większość to sprzymierzeńcy człowieka, bez których trudno sobie wyobrazić np. kontrolowane wielkości populacji szkodliwych gryzoni czy owadów. Natomiast rzeka uregulowana zaliczana jest do najtrudniejszych barier, dla większości gatunków zwierząt nie do przebycia. Zamiast więc niszczyć pozostałości lasów łęgowych, należy raczej starać się je rozszerzać, tworząc w ten sposób również znakomite miejsca odpoczynku dla ludzi nad czystszą, bo naturalnie chronioną wodą.

Celem działania administracji Oświęcimia powinno być trwałe zalesienie obszaru łęgowego doliny Soły. Z wielu powodów. Miasto to odwiedzają turyści. Wielu z zachodniej Europy. Szwajcarzy, Niemcy, Francuzi nie przyjadą do naszych hoteli naszymi autostradami. Mają i będą mieli lepsze. Przyjeżdżają natomiast w Bieszczady, cmokają z zachwytu nad dzikim Sanem, klękają (to fakt!) przed Bieszczadzkimi lasami. Latem to właśnie głównie oni przyjeżdżają nad Bagna Biebrzańskie. I na pewno zechcą oglądać naturalne lasy łęgowe Soły. Zostaną dłużej, powrócą. Wiele razy. Zostawią pieniądze dla całego społeczeństwa mądrego regionu, który nie dopuścił do zniszczenia piękna przyrody. Tak wygląda scenariusz optymistyczny i realny. No chyba, że zwycięży inny. Że wygrają firmy biorące pieniądze za wycinkę drzew i regulację rzeki. Zabiorą je jeden jedyny raz, a miasto zubożą o jeden z ważnych dzisiaj magnesów przyciągających turystów.


 
Lasy i zarola nadrzeczne przechwytują spływające ze zlewni zanieczyszczenia. Stanowią one najlepszą naturalną oczyszczalnię biologiczną.
Fot. Józef Bebak.
 

Obserwacje i doświadczenia wykonane również w naszym kraju dowiodły, że regulacja ogranicza zdolność do samooczyszczania się wód od kilkunastu do nawet kilkuset razy. Rzeka “tylko” uregulowana staje się ściekiem, bowiem zniszczony w niej został cały system oczyszczania wód już płynących, jak i docierających do koryta rzeki. Zabudowa biologiczna cieków (drzewa, krzewy, roślinność bagienna trawiasta) przechwytuje spływające ze zlewni zanieczyszczenia, które w tym miejscu należy rozumieć bardzo szeroko. Wystarczy duża ilość azotu, fosforu i innych pierwiastków docierających z obszarów rolniczych, aby rzeka uregulowana, pozbawiona dopływu innych zanieczyszczeń stała się ściekiem. Wiele lat temu gdy po raz pierwszy zrozumiano ten proces, nie bardzo wierzono, że tak pozornie “niewinny” zabieg jak regulacja cieku może spowodować tyle negatywnych skutków. Szukano innych źródeł zanieczyszczeń, ale najczęściej ich nie znaleziono. Zdegradowana, oszpecona, zredukowana w swojej różnorodności biologicznej przyroda nie jest w stanie spełniać swoich pierwotnych funkcji.

Drzewa najbardziej pogardzane przez meliorantów i urzędników (wierzby, olchy) posiadają największe zdolności do szybkiego pobierania olbrzymich ilości biogenów. Powszechnie wiadomo, że jedna dorodna wierzba potrafi w okresie wegetacyjnym skutecznie opróżniać duże szambo, robi to za darmo, chroniąc wody gruntowe i płynące przed zanieczyszczeniami. Uzupełnieniem jest rosnąca nad brzegami zabagnionych cieków roślinność szuwarowa, dziś powszechnie wykorzystywana w oczyszczalniach hydrobotanicznych. Na obszarach wiejskich zniszczono naturalne systemy oczyszczania wód z biogenów, co dziś powszechnie uznaje się za podstawową przyczynę gwałtownej degradacji jakości wód, w tym środowisku teoretycznie nie zanieczyszczonych. Równie ważną rolę ochronną pełnią występujące często w dolinach rzek torfowiska, niestety totalnie zdewastowane w skali prawie całego kraju. Co więcej, te zdegradowane środowiska podmokłe, z natury bardzo żyzne, w procesie osuszania i degradacji stają się dodatkowym źródłem doprowadzania do wód dużych ilości uwalnianych w procesie szybkiej mineralizacji substancji biogennych.

Bardzo często pozornym “argumentem” wykorzystywanym w dyskusji na temat regulacji niektórych odcinków rzek są dzikie śmietniska zlokalizowane na obszarach zakrzaczonych nad brzegami rzek. Mówiąc dokładnie, jedno zło jakim jest bezmyślne wysypywanie śmieci nad brzegami rzek, usiłuje się zwalczać za pomocą drugiego zła, znacznie poważniejszego w skutkach, jakim jest regulacja cieków i niszczenie ich zabudowy biologicznej. Różnica (po regulacji) polega najczęściej na tym, że śmieci wyrzucane są wówczas bezpośrednio do cieków. Można bez ryzyka popełnienia błędu przyjąć, że za pieniądze które nie zostaną bezmyślnie wyrzucone w prostowanie i betonową zabudowę rzek, można stworzyć bardzo sprawny system gromadzenia, segregacji i utylizacji śmieci. Tego typu działania, absolutnie niezbędne, trzeba będzie podjąć w najbliższym czasie w każdej miejscowości. A może zacząć od dziś, rezygnując z finansowania bezsensownych zamierzeń regulacji cieków.

W literaturze spotykamy bardzo wiele typów regulacji rzek. Niektóre polegają na prowadzeniu robót hydrotechnicznych również w korycie rzeki. Tego typu działania (pomijając rzeki żeglowne) zostały dawno zaniechane praktycznie w całej Europie. Ich rezultatem jest zbyt gwałtowne odprowadzanie wody, zagłada nisz ekologicznych, tarlisk, naturalnych systemów natleniania i oczyszczania wody. Rzeka traci wówczas swoje zdolności homeostatyczne i autoregulacyjne. W wielu systemach proponuje się betonowanie brzegów. Jest to metoda wyjątkowo droga i dająca najwięcej negatywnych skutków w odniesieniu do lasów łęgowych jak również całego systemu oczyszczania.

Jednak bez względu na to o jakiej metodzie regulacji mówimy, przynosi ona zawsze więcej skutków negatywnych niż pozytywnych. Przyroda w każdym miejscu stworzyła rozwiązania optymalne, których jedną z ważniejszych cech jest również to, że stoją one na straży czystości środowiska. Każdy, nawet niewielki uszczerbek zmniejsza niezawodność systemu. Celem działania człowieka powinno więc być maksymalne wykorzystanie naturalnych zdolności przyrody do oczyszczania środowiska, przy równoczesnym zachowaniu piękna natury. Działania takie (niekiedy po prostu wystarczy zaniechać jakichkolwiek działań) dają szanse zachowania walorów niepowtarzalnego środowiska naszego kraju dla przyszłych pokoleń.


 
Regulacja ogranicza zdolnoć do samooczyszczania się wód od kilkunastu do nawet kilkuset raszy.  
Fot. Piotr Rymarowicz.