Piotr Frączak

Ogólnopolska Federacja Organizacji Pozarządowych

 

Samokontrola i przejrzystość działań jako element walki z korupcją w trzecim sektorze

 

Pytanie o rolę różnego rodzaju kart zasad, wewnętrznych standardów i certyfikatów to nie jest pytanie o sposób rozwiązania patologicznych problemów w trzecim sektorze. Wielu z nich nie da się w ten sposób przeciwdziałać. Co więcej, należy już na wstępie podkreślić, że kodeksy etyczne czy samokontrola mogą jedynie wspierać i uzupełniać inne metody walki z patologią, która dotyczy sektora pozarządowego i jego otoczenia. Jestem przekonany, że kwestia zasad działania, myślenie o samoregulacji są niesłychanie ważne i nie zastąpi ich szukanie wyłącznie rozwiązań systemowych. 

 

Pomiędzy państwem a rynkiem, czyli tam, gdzie korupcja

Trzeci sektor, sektor pozarządowy, czy inaczej – sektor organizacji pozarządowych, w coraz większym stopniu staje się raczej partnerem niż przeciwnikiem administracji publicznej i biznesu w realizacji zadań publicznych czy działań na rzecz dobra wspólnego. I nie dotyczy to wyłącznie intensyfikacji współpracy pomiędzy poszczególnymi aktorami trzech sektorów, ale także ewolucji samej zasady partnerstwa[1]. Zmianie podlegają tradycyjne podziały zadań, powstają nowe typy instytucji, które realizują wiele z funkcji, które były dotychczas zastrzeżone dla jednego typu podmiotów[2]. Nie oznacza to jednak, iż zasadnicze napięcia, jakie istniały pomiędzy poszczególnymi sektorami, zanikają. Co więcej – właśnie teraz, gdy granice się zacierają, konieczne jest zwiększenie działań na rzecz przejrzystości. Gdy biznes w coraz większym stopniu podejmuje się realizacji celów społecznych, gdy coraz więcej zadań publicznych deleguje się do podmiotów prywatnych i społecznych, coraz większą uwagę trzeba zwracać na to, kto i dlaczego ma realizować w społeczeństwie poszczególne funkcje. Podstawowe rozróżnienie, według którego o przynależności do poszczególnych sektorów decyduje to, w jakim celu są wykorzystywane zasoby (por. Tabela 1), pokazuje, że tradycyjnie III sektor utożsamiany był z wykorzystaniem prywatnych zasobów na publiczne cele. Jednak obecnie w coraz większym stopniu realizuje on publiczne cele wykorzystując do tego publiczne środki. Tak oto trzeci sektor, który w założeniach nie działa z mocy prawa (nie posiada władzy) i nie podlega działaniom rynku (nie dla zysku), odczuwa presję ze strony pozostałych sektorów, co przekłada się na jego ewolucję, już to w kierunku swoistej komercjalizacji, już to etatyzacji[3]. Trzeci sektor miał, podobnie jak pozostałe trzy sektory[4] wiele zarówno zalet jak i wad i wszystko wskazuje na to, że tendencje do zacierania się granic pomiędzy sektorami zwiększają nie tylko możliwość działania, ale też ryzyko patologii.

Tabela 1. Źródło zmodyfikowany model przygotowany przez Fernandes 1994 [5]

Zasoby/Cele

Prywatne

Publiczne

Prywatne

biznes

III sektor

Publiczne

korupcja

administracja

 

Szeroko rozumiana korupcja w sektorze pozarządowym[6] dotyczyć więc może właściwie wszelkich przejawów nieprawidłowości na styku tego, co publiczne, i tego, co prywatne, a z uwagi na to, że sektor pozarządowy jest z samej swej istoty miejscem takiego styku, tym bardziej potencjalnie jest narażony na niebezpieczeństwo. Równocześnie problem ten wpływa na funkcjonowanie organizacji w znacznie większym stopniu niż np. na prywatne przedsiębiorstwa.

Dlaczego ekoharacze

Sektor pozarządowy jest szczególnie wrażliwy na patologię z kilku powodów. Głównym jest fakt, że motorem napędowym funkcjonowania organizacji są (powinny być) wartości. Organizacja działa nie dlatego, że to przynosi korzyść, nie dlatego, że tak chce prawo, ale dlatego, ze członkowie tak chcą lub uważają to za słuszne. Odwołanie się do wartości jest podstawą działania organizacji, ale też jakakolwiek wątpliwość co do szczerości intencji może być zabójcza. Brak poparcia przekłada się natychmiast na brak możliwości działania, albo z powodu braku osób do pracy, albo braku środków.

Jednak jest i druga strona medalu. Gdy bowiem mówimy o wartościach, łatwo przychodzi nam usprawiedliwiać (w imieniu dobra wyższego rzędu) np. wykorzystywanie niezgodnie z prawem (lub niezgodnie z celem) środków publicznych. To poczucie, że cel uświęca środki, że to nie na prywatny cel, że to dla innych, może łatwo zagłuszyć wyrzuty sumienia. Tak być nie powinno, więc nie pozostaje nic innego, niż uznać, że „twarde prawo, ale jednak prawo” i zaniechać działania.

I tu dochodzimy do największego, może należałoby powiedzieć raczej – najbardziej medialnego, problemu, czyli do ekoharaczy. Wydaje się, że nie tylko trzeba napiętnować ten proceder, ale i umieć wyciągnąć wnioski. Łatwo jest bowiem występować z pozycji tego, kto poucza, choć sam niewiele robi. Wydaje się, że nie zmieniając ogólnej oceny samego zjawiska wykorzystywania możliwości społecznej kontroli do uzyskiwania różnego rodzaju wpłat, dotacji, darowizn, trzeba się zastanowić, co z tej historii wynika.

Pierwszym wnioskiem z dyskusji wokół ekoharaczy jest fakt niedofinansowania działań kontrolnych. W początkowym kresie transformacji wręcz z pewną nieprzychylnością patrzyło się na organizacje, które próbowały ograniczać działania „naszej” władzy. Wiele organizacji kontrolnych podnosiło kwestię, iż bez żadnych środków zewnętrznych prowadzi boje z opłacanymi prawnikami reprezentującymi administrację i biznes, i, co oczywiste, często zdarzało się im przegrać nawet wówczas, gdy racja była po ich stronie. Od tego czasu wiele się zmieniło. Pojawiły się najpierw prywatne, a teraz i publiczne środki na działania strażnicze. Trudno stwierdzić, że jest to efektem „afery z ekoharaczami”, ale niewątpliwie przyczyniła się ona zrozumienia wagi wsparcia działalności organizacji strażniczych.

Druga kwestia nadal, moim zdaniem, jest problem palącym. Chodzi  o nieprzestrzeganie prawa przez urzędników samorządowych. Nie chcę powiedzieć, że urzędnicy są nieuczciwi. Czasem pewnie tak, ale dużo częściej są po prostu niekompetentni, ulegli wobec osób z dużych firm inwestycyjnych. Gdyby było zupełnie jasne, że procedury muszą być spełnione, że nie ma żadnej drogi na skróty, próby „przyspieszenia”, „załatwienia” byłyby znacznie rzadsze. Błędy[7] w procedurze w dużej części przyczyniły się do zaostrzenia konfliktu pomiędzy inwestorami a instytucjami kontroli społecznej, w tym działającymi na rzecz ochrony środowiska.

Trzeci element układanki wyraźnie wskazywał na próby wykorzystywania informacji o ekoharaczach do swoistego lobbingu (budowanie społecznego poparcia) dla inicjatyw ograniczajacych społeczną kontrolę nad procesem inwestycyjnym. Problem ten opisywałem w tekście „Ekoharacze a lobbing” (cały tekst http://www.watchdog.org.pl/x/346516;jsessionid=0A16CF3993BBFBDCA67D46D0C34381D4)  Przypomnijmy tu główną tezę. Pierwsze doniesienia prasowe o tym, że biedni inwestorzy są szantażowani przez organizacje pozarządowe i mieszkańców, pojawiły się w połowie 2000 roku (por. np. Marcin Kołodziejczyk, Wara!, „Polityka” z 8 kwietnia 2000 r. i Mirosław Cielemęcki, Liberum veto, „Wprost” z 20 sierpnia 2000 r.)  Oczywiście szukano pomysłów na rozwiązanie tego problemu i najlepszym sposobem jawiło się „uproszczenie zawiłych procedur budowlanych, zwłaszcza usunięcie konieczności uzyskiwania decyzji o warunkach zagospodarowania i budowy – uważa mecenas Ludwik Żukowski, który specjalizuje się w rozwiązywaniu sporów inwestycyjnych. Jego zdaniem, sporne sprawy powinno się rozstrzygać na drodze cywilnoprawnej”. (Liberum veto, „Wprost”).

Na efekty tej (jak sądzić by można) akcji lobbingowej nie trzeba było długo czekać. Uchwalona 9 listopada 2000 roku ustawa o dostępie do informacji o środowisku i jego ochronie oraz o ocenach oddziaływania na środowisko ograniczyła de facto możliwości działania organizacji. Piotr Rymarowicz z Towarzystwa na rzecz Ziemi, które od dłuższego już czasu próbuje monitorować proces inwestycji na terenie całego kraju, tak scharakteryzował te zmiany: Do końca ubiegłego roku organizacje ekologiczne mogły zwracać się do organów administracji decydujących o wyznaczeniu lokalizacji inwestycji szkodliwych dla środowiska o informowanie o planowanych przedsięwzięciach. Organizacje mogły w ciągu miesiąca złożyć wnioski i zastrzeżenia, które organ miał obowiązek rozpatrzyć. Od 1 stycznia organy administracji mają już tylko obowiązek umieszczenia informacji na urzędowej tablicy ogłoszeń i w pobliżu miejsca planowanego przedsięwzięcia. W praktyce pozbawiono możliwości kontroli inwestycji szkodliwych dla środowiska wyspecjalizowane organizacje ponadlokalne.

Po aferze z Przyjaznym Miastem okazało się, że powstała Konferencja Inwestorów, która powołała „nieformalne ponadpolityczne lobby”. Jego celem jest obrona praw inwestorów i usprawnienie całego procesu inwestycyjnego (Dariusz Bartoszewicz, Korupcja bez listka figowego, „Gazeta Stołeczna” GW z 22 czerwca 2001 r.).  Należy sądzić, że lobby to działało w miarę skutecznie, bo kolejna fala artykułów przyniosła efekt. <<Opublikowany w poprzednim wydaniu „Newsweeka” artykuł „Terror ekologiczny” wywołał istną burzę. Jest już pierwszy pozytywny efekt naszego tekstu. Ministerstwo Środowiska przyspieszy prace nad zmianami w ustawie Prawo ochrony środowiska, aby mogły one wejść w życie jeszcze w tym roku.>>

Resort przyznaje, że „dotychczasowe uregulowania prawne umożliwiają nieuczciwym organizacjom ekologicznym bezkarne blokowanie dużych inwestycji i wyłudzanie pieniędzy od firm” (Marek Kęskrawiec, Koniec ekoterroru, „Newsweek” nr 36/02). Czy jednak zmiany te uderzą w nieuczciwych działaczy społecznych (bo jak wynika z informacji prasowych, nie tylko ekolodzy trudnią się tym procederem), czy też ograniczą możliwość działania obywateli, których celem jest obrona dobra wspólnego zagrożonego przez niektórych inwestorów? A może doprowadzą do sytuacji, gdy każdy inwestor otrzyma wszelkie pozwolenia bez żadnych łapówek, ale za to zgodnie z prawem?

Wydaje się, że dodatkowym efektem całej afery było rozpoczęcie dyskusji na temat karty zasad działań organizacji zajmujących się kontrolą społeczną.

 

W obronie wartości

1. Karta zasad

Przypomnijmy, że w 1996 roku, podczas pierwszego Ogólnopolskiego Forum Inicjatyw Pozarządowych organizacje przyjęły Kartę Zasad Działania Organizacji Pozarządowych. Warto tu wspomnieć, że potrzeba takiej karty wyniknęła głównie z nieprzychylnego nastawienia do organizacji pozarzadowych (w tym przede wszystkim fundacji), które wówczas miały złą prasę (por. P. Frączak „Bitwa na fundacje”, Warszawa 1996), a rząd przymierzał się do zaostrzenia kontroli nad nimi poprzez znowelizowanie ustawy o fundacjach. Powszechne stało się przekonanie, że albo sektor podejmie próbę samokontroli, albo zrobi to za organizacje rząd. Sprawę odsunęły w czasie prace nad ustawą o działalności pożytku publicznego, która miała uregulować zasady relacji organizacji z administracją. Jednak w 1996 roku skupiano się raczej na finansowaniu przez samorząd usług realizowanych przez organizacje, nie zajmowano się natomiast rolą organizacji jako kontrolera administracji i biznesu. Stąd po wybuchu problemu ekoharaczy okazało się, że zapisy karty w ogóle nie dotyczyły kwestii zasad monitoringu. Powstała wtedy mniej branżowa „Karta zasad organizacji monitorujących samorząd” (wszystkie Karty są na stronie www.jaobywatel.pl/wiki) i Zielona Karta.

 

2. Dyskusja jako wartość

Czy przyjęcie tych dokumentów było wielkim sukcesem? Nie sądzę, choć niewątpliwie przyczyniły się one do krystalizacji ruchu organizacji strażniczych, pełnią również pewną rolę w ruchu ekologicznym (szczególnie dla organizacji związanych z Polską Zieloną Siecią). Okazuje się, że praca nad przygotowaniem takich kart jest ważnym elementem budowy samoświadomości sektora – czy jego branż. I to jest główna rola kart zasad. W trakcie ich tworzenia, a także zawsze w momencie, gdy kolejna organizacja zapoznaje się z kartą, konieczne jest odwołanie się do podstawowych wartości, uzgodnienie pewnych założeń, które na co dzień wydają się tak oczywiste, że niezauważalne. Oto okazuje się, że debata o rzeczach najważniejszych, o wartościach podstawowych pojawia się wśród organizacji niezwykle rzadko. Właśnie najczęściej przy okazji rozmów o karcie zasad. Na co dzień mówi się raczej o technicznej stronie działalności. O tym, jak, za co, z kim, a nie dlaczego, po co. Dyskusja o zasadach pozwala odejść od takiej codzienności.

 

3. Samokontrola jako obrona przed nadmierną kontrolą państwa i forma samoorganizacji

Jak już wspomniałem, większość podejmowanych w Polsce dyskusji na temat zasad działania organizacji była spowodowana strachem przed inicjatywami rządu mającymi na celu ograniczenie niezależności organizacji pozarządowych. Nawet dyskusja o karcie zasad organizacji monitorujących samorząd odbywała się w sytuacji lobbingu na rzecz ograniczenia uprawnień organizacji. Organizacje wierzą bowiem, że jeżeli uda im się samym rozwiązać problem nieetycznych, czy wręcz na granicy łamania prawa działań, nie będzie konieczne wprowadzanie norm prawnych, które w dużym stopniu uderzają w te dobrze działające, pragnące przestrzegać prawa organizacje. W tym aspekcie karty etyczne, karty zasad są w istocie walką o niezależność i samorządność sektora. A przecież liczy się nie tylko siła poszczególnych, nawet najsilniejszych, organizacji. Ważna jest też, a może przede wszystkim, siła całego sektora, czy – jak w przypadku ekologów – całej branży. To właśnie dzięki tej sile potrafili ekolodzy na początku lat 90. wypracować takie formy współpracy z administracją, których zazdrościł im cały sektor. To dzięki ich wspólnemu wysiłkowi część członków rad nadzorczych wojewódzkich funduszy ochrony środowiska jest wybierana przez organizacje, a nie mianowana przez administrację.

 

4. Zaufanie jako wynik jawności i przejrzystości

Oczywiście najważniejszym powodem, dla którego organizacje chciałyby mieć kartę zasad, jest możliwość zdobycia w ten sposób społecznego zaufania, które przekłada się przecież bezpośrednio tak na zaangażowanie członków i wolontariuszy, jak i na możliwość pozyskiwania środków prywatnych. Zaufanie to jest możliwe jedynie wtedy, gdy w jasny sposób oddzielimy organizacje działające jawnie (nieukrywające nic przed opinią publiczną) i przejrzyście (w sposób niebudzący watpliwości co do intencji). A przecież z jawnością i przejrzystością działania organizacji, nie tylko zresztą ekologicznych, nie jest najlepiej. W ostatnim czasie rozpoczęła się również (prowadzona głównie przez Stowarzyszenie Liderów Lokalnych Grup Obywatelskich) debata na temat konieczności prowadzenia przez organizacje Biuletynów Informacji Publicznej. Budzi to zrozumiałe kontrowersje[8], ale dwie rzeczy wydają się bezdyskusyjne:

l        Prawo jest sformułowane tak, że wynika z niego, iż organizacje powinny mieć BIP-y. Jednak niezależnie od tego, czy jest to prawo dobrze, czy źle skonstruowane, organizacje pozarządowe, zgodnie ze swoją kartą zasad, muszą prawa przestrzegać –  albo działać na rzecz jego zmiany. „Organizacje pozarządowe działają w ramach obowiązującego w demokratycznym państwie prawa, wpływając w ramach demokratycznych procedur na jego doskonalenie.”

l        Przejrzystość jest kolejnym wymogiem Karty: „Działalność merytoryczna i finansowa organizacji pozarządowych jest działalnością jawną, z uwagi na szczegolną troskę o posiadane przez nie środki publiczne bądź pochodzące od osób prywatnych”, czyli jeżeli nawet nie w formie BIP-u, i tak organizacje powinny udostępniać wszelkie informacje dotyczące swojej działalności.

 

Rozpocząć nową dyskusję nad kartą?

Wielość zalet wynikających nie tylko z samej Karty Etycznej, ale też z procesu dochodzenia do niej sugeruje, iż znów warto podjąć debatę o zasadach etycznych pracy pozarządowych organizacji ekologicznych (POE). Sytuacja w branży ekologicznych organizacji pozarządowych wiele się przecież zmieniło. Wiele z nich się sprofesjonalizowało, inne ograniczyły swoją działalność lub przestały działać. Wydaje się, że mówienie o ruchu organizacji ekologicznych w Polsce po roku 1997 jest co najmniej wątpliwe. Jeżeli jednak rozpocząć tę dyskusję, to nie na zasadzie próby załatwienia jakiejś kolejnej sprawy. To musi być debata właśnie o wartościach, o tym, czym organizacje ekologiczne być powinny, jakie funkcje powinny pełnić. Dlatego pozwolę sobie przypomnieć pytania stawiane w 2000 roku w trakcie ówczesnej dyskusji nad tworzącą się kartą. Nie straciły one nic ze swojego znaczenia.

 

1. Zapisy dotyczące poszczególnych organizacji

Pierwszym pytaniem, które budzi spore kontrowersje w ruchu, jest pytanie: co to jest organizacja pozarządowa? Dyskusja nad tym, czy fundacja jest organizacją społeczną, nie jest – jak sugerują niektórzy – pozbawiona zupełnie sensu. Jednak właściwe pytanie powinno brzmieć: które fundacje i stowarzyszenia są organizacjami pozarządowymi?

 

Pozarządowe Organizacje Ekologiczne to stowarzyszenia lub fundacje, które są

·        niezależne, tzn. nie zależą od jednego źródła finansowania (z jednego źródła może pochodzić mniej niż 50 proc. rocznych realnych – tzn. np. bez pracy wolontariuszy – wpływów);

·        samorządne, tzn. nie zależą bezpośrednio od żadnej firmy, instytucji czy osoby (np. fundatora), ale od własnych struktur, które podlegają kontroli wewnętrznej;

·        stawiają sobie cele zgodne z szeroko rozumianą ekologią.

Jeżeli ta definicja byłaby do zaakceptowania, moglibyśmy posunąć się dalej, do problemów bardziej szczegółowych.

 

 

Źródła finansowania

Finansowanie działań ekologicznych jest niewątpliwe najbardziej drażliwą kwestią. Zadajmy więc kilka drażliwych pytań:

 

Czy finanse organizacji powinny być jawne?

Przy czym jawność oznacza tu nie tylko wydawanie ogólnodostępnych sprawozdań (często nie do zrozumienia), ale również politykę informacyjną mającą na celu zapoznawanie społeczeństwa z podstawami finansowymi działań organizacji. Jawność ta powinna dotyczyć nie tylko całości budżetu organizacji, ale również poszczególnych akcji czy projektów. Zdaję sobie sprawę, że to daleko idące wezwanie i być może trzeba je doprecyzować. Jednak pomimo że jawność taka może w niektórych wypadkach utrudniać działalność – szczególnie małych organizacji, to jednak nie sposób samoograniczać niepokojących zjawisk w branży ekologicznej bez jawności finansów.

 

Od kogo brać?

Po pierwsze, dość oczywiste przekonanie, że nie należy brać pieniędzy od niepoprawnych niszczycieli środowiska, dalekie jest od jednoznaczności. Być może przygotowana w oparciu o bardzo jasne kryteria lista „trucicieli” mogłaby tę sprawę rozwiązać.

Innym pytaniem jest finansowanie akcji z założenia ekologicznych – a w istocie przynoszących główny zysk sponsorom. Chodzi tu zarówno o typowy sponsoring – czyli formę reklamy firm, jak i działania bezpośrednie – np. promocji ekologicznych towarów, książek itp.

Różnego rodzaju festyny, pełne plastikowych naczyń, przyroda zadeptywana przez tysiące osób, którym nawet przez myśl nie przejdzie, jaki jest cel imprezy, to tylko jeden z przykładów.

Idąc dalej tym tropem trzeba odpowiedzieć na pytanie, czy brać pieniądze od fundacji, których kapitał pochodzi z niepewnego źródła, oraz czy brać od instytucji rządowych czy samorządowych, które równocześnie dofinansowują nieekologiczne inwestycje? Nie będzie łatwo znaleźć odpowiedź na takie pytania, choć niewątpliwie karta powinna – przynajmniej w ogólnej formie – formułować pogląd, że przyjmowanie środków na finansowanie działań ekologicznych, które mogą być wykorzystane do promowania lub chociaż uwiarygodniania działań sprzecznych z interesem środowiska, jest nieetyczne.

W tym kontekście zasadne wydaje się również pytanie, czy można brać udział w konkursach i zadaniach zleconych? Jasne jest bowiem, że wiele realizowanych na zlecenie programów jest jedynie formą podreperowania budżetu organizacji, a nie działalnością zgodną z jej misją. Może to w konsekwencji doprowadzić do zbiurokratyzowania organizacji i zaprzeczenia idei leżących u podstaw jej powstania. To samo dotyczy również działalności gospodarczej.

Wydaje się, że Karta powinna wyraźnie wskazywać, iż najlepszym źródłem finansowania organizacji (choć przecież nie jedynym) powinny być składki członkowskie i darowizny od osób fizycznych.

Należałoby może jeszcze zwrócić uwagę na to, że finansowanie powinno być oszczędne, tzn. o ile to możliwe – podobne kampanie lub projekty powinny być realizowane wspólnie (dla obniżenia kosztów).

Należy też przeciwstawiać się działalności pozornej, która pod szczytnymi hasłami nie przynosi żadnych konkretnych efektów; nie należy wymyślać projektów pod sponsora – już lepiej wspólnym wysiłkiem wymuszać na sponsorach instytucjonalnych racjonalne gospodarowanie środkami.

Unikać paternalizmu i korupcji – uzależnienie się od jednego, dominującego źródła finansowania jest formą utraty niezależności, a co za tym idzie – skorumpowania. Układy koleżeńskie, które występują przy udzielaniu dotacji, muszą być szczególnie mocno kontrolowane.

Koszty organizacyjne, w tym koszty lokalowe i stałych pracowników (także i te, które są wpisywane jako koszty poszczególnych programów), nie powinny przekraczać pewnego procentu rocznego budżetu organizacji.

 

Metody działania

Oczywiste jest, że organizacje podejmują bardzo różne działania. Mamy do czynienia z organizacjami eksperckimi, lobbistycznymi (w tym – z grupami interesów), edukacyjnymi, ochroniarskimi itp. Są zatem różne typy działań.

 

Kilka pytań da się i tu sformułować.

Jaki jest stosunek działań organizacji pozarządowych do prawa i przemocy?

W 1996 roku proponowałem zapis tego punktu w formie – organizacje pozarządowe mogą dochodzić swych praw wszelkimi prawnymi metodami, a w wyjątkowych wypadkach nawet niezgodnymi z prawem – w formie akcji obywatelskiego nieposłuszeństwa, nigdy jednak za pomocą przemocy (por. „Instytucjonalizacja miłości bliźniego, czyli o etyce organizacji pozarządowych” w: Asocjacje nr 4-5/96). Rozwiązanie to jednak można rozszerzyć przyjmując proponowaną kiedyś w Biuletynie Niecodziennym BORE koncepcję „obrony koniecznej” jako uzasadniającą prawne użycie siły.

 

Jak odnaleźć organizacje udające organizacje ekologiczne?

Chodzi tu o „listę lewych, quasipozarządowych organizacji, skorumpowanych lub służących nieuczciwym inwestorom, łamiących prawo i korumpujących urzędników publicznych” (por. „Poradnictwo i interwencja”, Asocjacje nr 10/99).

Udowodnienie korupcji, szczególnie organizacji pozarządowej, jest trudne, ale mimo to trzeba szukać rozwiązań, które uniemożliwiłyby występowanie organizacji pozarządowych w interesie nie publicznym, lecz prywatnych firm czy osób. Sugestia wysunięta kiedyś na łamach „Polityki”, że jakaś warszawska organizacja za odpowiednią sumę zmieniła swój stosunek do planowanej inwestycji, jest niepokojąca.

Jak zapewnić kontrolę społeczną nad działalnością organizacji społecznych? POE chcą kontrolować samorządy, rządy, biznes... wydaje się więc słuszne, by i swoje działania zdecydowały się poddać kontroli opinii publicznej (chociażby środowiska lokalnego, w którym działają). Swoistą formą kontroli społecznej jest udział wolontariuszy w pracy organizacji oraz zdobywanie środków (w formie składek czy drobnych darowizn). Wydaje się również konieczne powstanie watchdogów – organizacji, które mocą swego autorytetu potrafiłyby rozstrzygać pewne kontrowersyjne sprawy.

 

2. Dotyczące ruchu organizacji ekologicznych

Pierwszą, najogólniejszą wartością jest dobro środowiska naturalnego. Ekolodzy mogą się różnić co do konkretnych rozwiązań, uznając takie lub inne za lepsze dla środowiska. Nigdy jednak interesy jednostek, organizacji, konkretnych grup nie mogą być podstawą określania dobra środowiska. Ekolodzy przystępują do rozmów o konkretnych rozwiązaniach w imieniu milczącej przyrody, aby w ten sposób doprowadzać do optymalnych rozwiązań.

 

Zasady reprezentacji sektora (kto ma prawo mówić w imieniu innych)

Organizacje pozarządowe mogą i powinny łączyć się w realizacji konkretnych celów, współpracować w ramach prowadzonych przez siebie projektów dla zwiększenia swej siły oddziaływania. Organizacje, które nie współpracują z innymi organizacjami, mogą być podejrzewane o to, że realizują jakieś inne cele niż tylko dobro środowiska.

Reprezentować konfederację, czyli organizacje działające w określonym celu (np. w celu przeprowadzenia kampanii), mogą wszyscy członkowie współpracujący w ramach kampanii (o ile organizacje nie umówią się inaczej).

Federację, czyli strukturę formalną (np. związek stowarzyszeń), reprezentować mogą uprawnione do tego przez statut władze lub inne osoby.

Nikt nie ma prawa uznawać się za reprezentanta sektora. Jednak w konkretnych przypadkach możliwe jest sformułowanie jednolitej strategii sektora w konkretnej sprawie – i dla realizacji tej sprawy może zostać powołany komitet sterujący.

Możliwe jest to tylko wówczas, gdy:

·          Informacja o problemie i planowanym stanowisku dotrze do wszystkich organizacji ekologicznych (znajdujących się w bazie POE) na dwa miesiące przed planowanym spotkaniem ogólnopolskim – FORUM, SEJMIKIEM, NEOKOLUMNĄ?

·          Przygotowania spotkania podejmie się organizacja, która zobowiąże się do zapewnienia wszystkim chętnym możliwości pobytu na spotkaniu (organizator nie ma obowiązku pokrywać kosztów przyjazdu, wyżywienia i zakwaterowania, z tym że postara się zapewnić darmowy nocleg na podłodze). Organizacja przygotowująca spotkanie zadeklaruje, iż nie będzie popierała żadnego z kandydatów do komitetu sterującego.

Jednolite stanowisko sektora możliwe jest do sformułowania w drodze konsensusu przez upoważnione osoby reprezentujące organizacje uczestniczące w spotkaniu. Każda z organizacji po uchwaleniu takiego stanowiska i rozesłaniu do zainteresowanych (czyli tych, którzy mimo nieobecności pisemnie zadeklarowali wolę zapoznania się z ostatecznym projektem) może poprzez uchwałę uprawnionego organu statutowego zgłosić votum separatum, które zostanie odnotowane w ostatecznej wersji stanowiska.

Wybrana na spotkaniu komisja sterująca ma uprawnienia działania tylko w tej konkretnej kwestii, do czasu jej załatwienia. Na każdym kolejnym spotkaniu zwołanym dla ustalenia dowolnego innego tematu można nie udzielić absolutorium komisji sterującej.

Zasady rozwiązywania konfliktów wewnątrz ruchu, polemiki i dochodzenia do konsensusu, różnice zdań, wielość poglądów to największa siła sektora pozarządowego, dlatego też trzeba o nie dbać – przy zachowaniu elementarnych zasad dyskusji.

Możliwe jest napiętnowanie organizacji lub osób działających niezgodnie z kartą etyczną ekologów, ale tylko na zasadzie podjęcia jakiegoś wspólnego stanowiska.

Prasa zajmującą się problematyką ekologiczną powinna zwracać szczególną uwagę na tworzenie ram dla swobodnej dyskusji przy zachowaniu takich zasad, jak prawo do obrony, unikanie ataków personalnych, wyraźne dystansowanie się od poglądów relacjonowanych przez redakcje itp. Chodzi o to, aby nie odbierając nikomu, komu dobro ochrony środowiska jest bliskie, prawa głosu – nie stać się tubą jednej frakcji czy opcji.

Polemiki powinny zaczynać się od ustalenia tego, co łączy adwersarzy, czyli na jakim poziomie interes ochrony środowiska jest ważniejszy od różnicy zdań. I w całej dyskusji – po pierwsze – powinno chodzić o ustalenie punktów wspólnych i tworzenie list rozbieżności. Osoby dyskutujące powinny dbać o zachowanie wzajemnego szacunku dla odmiennych poglądów i postaw, tak aby w sytuacjach koniecznych działań na rzecz środowiska mogły skutecznie współdziałać.

 

Miejsce infrastruktury

Organizacje infrastrukturalne branży ekologicznej, jak również infrastruktura całego sektora organizacji pozarządowych, powinny stawiać dobro całego ruchu ponad dobro własne.

Czy organizacje infrastrukturalne powinny korzystać z tych samych źródeł finansowania, co i inne organizacje?

Należy dążyć do sytuacji, w której organizacje infrastrukturalne, tzn. takie, które wspierają inne organizacje (merytorycznie, organizacyjnie, finansowo), nie konkurowały z odbiorcami swoich usług o te same pieniądze.

 

Powinno dążyć się do wydzielenia specjalnych funduszy (lub określonej puli w ramach funduszy), o które można byłoby się ubiegać realizując typowe działania infrastrukturalne (szkolenia, czasopisma, informacje, bazy danych itp.) lub przeznaczania części funduszy zdobytych przez organizacje na wsparcie infrastruktury (np. 5 proc. każdej dotacji – w uzgodnieniu ze sponsorem – przeznaczonych byłoby na usługi dostarczane przez infrastrukturę).

 

 

To jedynie garść refleksji! Więcej tu pytań niż odpowiedzi. Jednak jeżeli te pytania są na tyle ważne, by zmusić nas do rzeczowej dyskusji, to istnieje szansa dalszych prac nad kartą etyczną. Wydaje się, że właśnie jest dobry czas, aby znów podjąć dyskusję.

 



[1]              Por. np. Piotr Frączak, Jan Jakub Wygnański (red.), Polski model ekonomii społecznej. Rekomendacje dla rozwoju, Warszawa 2008, s. 45 i nast.

 

[2]              Choćby np. m.in. pojawienia się nowego typu instytucji, tzw. Instytucji hybrydowych, które łamią tradycyjne podziały na sektory publiczny, prywatny i pozarządowy. Por. tamże, s. 21.

[3]    Wydaje się, że czasem traktuje się to jako bezalternatywny proces (scenariusz etatyzacji, scenariusz komercjalizacji), którego efektem musi być powstanie jakiejś równowagi. Por. np. Rybka Izabela, Rymsza Marek Polityka państwa wobec organizacji pozarządowych w: Juras A. Organizacje pozarządowe w społeczeństwie obywatelskim, Lublin 2002

[4]              Por. np. D. Osborne, T. Gaebler, Rządzić inaczej, jak duch przedsiębiorczości przenika i przekształca administrację publiczną, Media Rodzina 1992,

 

[5]    Robert Cesar Fernandes Threads of Planetary Citizenships w: Citozens. Srengthening Global Civil Society Washington 1994 mówi o podziale na publiczne i prywatne podmioty i cele (por. Szacki Jerzy Ani Książe, ani kupiec: obywatel Kraków 1997 s. 54) dla naszych rozważań w kontekście nowe partnerstwa ważniejsze jest nie tyle czy podmiot jest publiczny czy prywatny, ale czy zasoby z których korzysta są prywane czy publiczne.

[6]    Por. Frączak, Skrzypiec „Główne mechanizmy korupcjogenne występujace w działalności organizacji pozarządowych” w Przejrzysta gmina. Organizacje pozarządowe. Korupcja Warszawa 2002

[7]    Przypomnijmy, że w tamtym czasie Najwyższa Izba Kontroli negatywnie oceniła działalność organów samorządu terytorialnego w zakresie lokalizacji dużych obiektów handlowych (hipermarketów ). Istotne nieprawidłowości stwierdzono w 15 (spośród 17 objętych kontrolą) jednostkach samorządu terytorialnego.  Z naruszeniem prawa wydano 35 spośród 68 skontrolowanych decyzji o warunkach zabudowy i zagospodarowania terenu (51%), z czego 12 decyzji było sprzecznych z ustaleniami miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.

[8]    Patrz – www.lgo.pl